Odwiedza nas 28 gości

 

 

 

 

Uczeń świętego Franciszka

Antoni i jego czasy

W XIII wieku Lizbona, wielkie portowe miasto, leżała na samym krańcu znanego wówczas świata. Istniało przekonanie, że miasto to założył Ulisses, który przybył tu u kresu swojej wędrówki. Z portu w Lizbonie odpływały do miast basenu Morza Śród­ziemnego statki z ładunkiem wina, tkanin, oliwy, ryb i wyrobów ze srebra. Za panowania Arabów południowa Portugalia osiągnęła wysoki stopień rozwoju. Jeżeli Lizbona dzięki prowadzeniu handlu była miastem bogatym, to reszta kraju czyniła postępy w zakresie prac nawadniających i rolnictwa. W 1147 roku Alfons Zdobywca, wspomagany przez flotę krzyżowców angielskich, francuskich i niemieckich, opanował Lizbonę, pozostawiając pod panowaniem Maurów jedynie południową część Po­rtugalii. Walkę o odzyskanie tych terenów podjęli jego następcy, w tym król Alfons II, którego wspo­magał rycerz Martin Vicencio de Bulhoes, ojciec Antoniego. Dopiero w 1248 roku nastąpiło zjedno­czenie i dla Portugalii nadszedł czas pokoju.

 


Ferdynand z Lizbony

Być może nie wszyscy wiedzą, że nasz święty, chociaż jest znany jako Antoni Padewski, nie po­chodził z Padwy. Nie był nawet Włochem, lecz Portugalczykiem, zaś na chrzcie nie otrzymał imienia Antoni, lecz Ferdynand. Było to imię dobrze znane, nosili je cesarze, królowie i książęta. Imię to nadano synowi szlacheckiej rodziny z Lizbony, gdzie nasz święty przyszedł na świat 15 sierpnia 1195 roku. Rodzina Bulhoes (Buglioni) mogła być dumna, mając wśród swych przodków Gotfryda de Bouillon, słynnego wodza, uczestnika pierwszej wyprawy krzyżowej (1096), który został pierwszym chrze­ścijańskim królem Jerozolimy. Była to więc rodzi­na o chlubnej przeszłości, zaliczana do najbardziej wpływowych i dostojnych rodów w Lizbonie.

Ojciec Ferdynanda, Marcin Vicencio de Bulhoes, rycerz króla Alfonsa II Portugalskiego, był człowie­kiem odważnym, wspaniałomyślnym, o szlachetnej duszy. Cechy te odziedziczył po ojcu także Ferdy­nand - Antoni. Matka, Maria Teresa Taveira, pochodząca także ze szlacheckiego rodu, poświęciła syna Maryi Dzie­wicy już w dniu, w którym się urodził, to znaczy w święto Wniebowzięcia.

Od pierwszych lat życia wpajano Ferdynandowi cnoty chrześcijańskie: miłosierdzie, troskę o ubogich i cierpiących, nabożeństwo do Jezusa i Maryi. Gdy był jeszcze małym chłopcem, matka zwykła brać go z sobą do kościoła. Gdy pokazywała mu ołtarz, tabernakulum i obraz Matki Bożej, Ferdynand pytał: "Kim jest ta Pani na obrazie? Co znajduje się za tymi małymi drzwiczkami?" Ona zaś, prostymi słowami, jakie podpowiadała jej matczyna miłość, wprowadzała syna w tajemnice wiary. Chrześcijań­skie wychowanie, przepojone miłością i umacniane dobrym przykładem, przygotowały w Ferdynandzie żyzny grunt dla działania łaski Bożej, która zakwitła, przynosząc obfite owoce świętości. Z wczesnego dzieciństwa Ferdynanda znamy za­ledwie kilka szczegółów, a i te są otoczone mgłą legendy.

 

Młodość

W Lizbonie Ferdynand uczęszczał do szkoły przykatedralnej, a jego nauczycielem był jego wuj i imiennik, wielebny Ferdynand. Poza tym, będąc synem rycerza, ćwiczył się w jeździe konnej, polo­waniu, szermierce, uprawiał więc dyscypliny, któ­rych w szkole z pewnością nie uczono. Ojciec Ferdynanda, wciąż walcząc przeciwko Maurom, poświęcał synowi niewiele czasu. To jed­nak on wprowadzał go w arkana życia rycerskiego, zabierając ze sobą na turnieje, polowania oraz przy­jęcia, nawet do pałacu królewskiego. Młody Ferdy­nand miał okazję poznać dostojników i rycerzy, księżniczki i damy, mógł słuchać historii, które pod­czas przyjęć opowiadali bajarze i trubadurzy, a które fascynowały jego żywy umysł i poruszały wyobraźnię. Doświadczenie to przybliżyło mu kulturę tam­tych czasów oraz pozytywnie wpłynęło na jego umiejętności kaznodziejskie, podnosząc zdolność po­rywania słuchających go tłumów wiernych. Mając do wyboru rzemiosło rycerskie i kazno­dziejstwo, Ferdynand wybrał to drugie i wykonywał je po mistrzowsku.

 


Wstąpienie do klasztoru

Ferdynand wzrastał, dzieląc czas między nauką w szkole katedralnej a przepychem światowego ży­cia i wydawało się, że jest mu pisana błyskotliwa kariera rycerska. Jednak w rzeczywistości w swym sercu krył już pragnienie porzucenia tego przyzie­mnego świata zgiełku, kolorów, broni i uczt i po­święcania się nauce i kontemplacji. Matka znała zamiary syna; pewnego dnia podzieliła się wiado­mością z mężem, ten jednak wyraził sprzeciw. "Nie chcę zostać rycerzem króla, choć byłby to dla mnie wielki zaszczyt - pewnego dnia Ferdynand powie­dział ojcu. - Pragnę być rycerzem Chrystusa, gierm­kiem Matki Bożej, obrońcą ubogich i Ewangelii". Reakcja ojca była ostra, ale niewzruszona też ­postawa syna. W końcu, dzięki interwencji matki, Ferdynand uzyskał ojcowskie błogosławieństwo: "Nie sprzeciwiam się twojemu wyborowi, a w twojej stanowczej decyzji dostrzegam dumę rodu Buglione. Będziesz godny naszej rodziny, i chociaż zawiodłeś moje nadzieje, nie mogę sprzeciwiać się woli Boga. Błogosławię ci, mój synu. Idź w pokoju!" W 1210 roku, mając zaledwie piętnaście lat, Ferdynand opuścił rodziców, dom, bogactwa oraz przyjaciół i wstąpił do klasztoru San Vicenzo de Fora, przywdziewając habit Kanoników Regularnych św. Augustyna.

Po dwu latach spędzonych na nauce, modlitwie i pokucie, lecz niepokojony ciągłymi odwiedzina­mi rodziców, postanawia przenieść się do Coimbry, spokojnego miasteczka, położonego w odległości dwustu kilometrów na północ od Lizbony, do ciche­go klasztoru Świętego Krzyża. Dopiero tutaj mógł ostatecznie rozwinąć i. spożytkować swoje zalety intelektualne: żelazną wolę, dobrą pamięć, bystry i otwarty umysł oraz wielką intuicję. Intensywne­mu studiowaniu Pisma Świętego i teologii towarzy­szyło żarliwe życie duchowe oraz mądrość ewan­geliczna, które pomogły mu rozwinąć miłość ku Bogu i bliźnim. W Coimbrze Ferdynand pozostał osiem lat. Tam też przyjął święcenia kapłańskie. Miał zaledwie dwa­dzieścia pięć lat, a już powszechnie mówiło się o jego mądrości i świętości. Ta ostatnia była poparta pierwszymi cudami.

 

PYCHA, PRÓŻNOŚĆ, ŻĄDZA SŁAWY

Pycha to przekonanie, że wszystko, co mamy, należy do nas, albo że Bóg dał nam to na podstawie naszych zasług. Pycha to duma z zalet, których w rzeczywistości nie posiadamy. Pycha to pragnienie, by wszyscy podziwiali nasze zalety, i nie zwracanie uwagi na innych. Człowiek py­szny chce za wszelką cenę zajmować pierwsze miejsce. O nieszczęsny, co daje ci powód do wywyższania się? Wywyższaj się, jeśli chcesz, z powodu łajna, które ciągle w sobie nosisz. O biedaku, za kogo się uważasz? Każda pycha i zuchwałość powinna zawstydzać, zważywszy, że Mądrość Boża pragnie ogarnąć i nas.

 

Żądza sławy poszukuje stale doczesnego wy­wyższenia. Jak myślicie, jaka jest najpiękniejsza i najbardziej chwalebna godność prałata? Góro­wać nad samym sobą, upokarzając własną pychę. Pochwała innych jest jak dźwięk harfy, który pieści i uwodzi. Próżność jest niemal zawsze fałszem, jest puszczaniem dymu. O próżny kłam­co, cóż chcesz osiągnąć? Dlaczego wobec ludzi udajesz kogoś ważniejszego niż w rzeczywistości jesteś? Oceń się naprzód w duchu, a wówczas nie będziesz miał powodu, aby wywyższać się ponad miarę. Pyszny hipokryto, kiedy cię chwalą, zrób jak paw, który rozpościera wszystkie pióra, ale skrywa obrzydliwość swojego kupra. Tak samo postępuje pyszny hipokryta. Gdy go chwalą, ukazuje barwy swej pozornej dobroci, opowiada o swoim życiu, mówiąc: zrobiłem to i tamto; tak zacząłem, potem kontynuowałem inaczej. Ale gdy się tak pyszni, ukazuje zarazem swoją szpe­totę. Nawet w świątyni, gdy modlimy się, śpie­wamy i nauczamy, grozi nam próżność. O bracie, czy nie wystarcza ci Bóg i twoje sumienie?

 

 

Śladami świętego Franciszka

W czasie, gdy Ferdynand przebywa w Coimbrze, oddany bez reszty nauce, rozmyślaniom i modlitwie, w Italii działa wielki człowiek: święty Franciszek z Asyżu. W 1209 roku założył on Zakon Braci Mniejszych, którzy rozprzestrzenili się najpierw w całej Italii, a następnie w innych krajach Europy i basenu Morza Śródziemnego. Do Portugalii dotarli w 1217 roku, zakładając w Coimbrze klasztor św. Antoniego de Olivares. Franciszek uważał Portugalię za bazę wypadową dla ewangelizowania Afryki. Właśnie z Afryki, a konkretnie z Maroka, w 1220 roku przywieziono do Coimbry ciała pięciu pier­wszych franciszkańskich męczenników, które po­chowano w klasztorze świętego Antoniego de Oli­vares. Ferdynand często modlił się przy grobach tych męczenników, których poznał wcześniej pod­czas ich pobytu w klasztorze. Z czasem zaczął sły­szeć głos Ducha Świętego, który go wzywał do pójścia śladami owych męczenników noszących ha­bity świętego Franciszka. Tymczasem w klasztorze Świętego Krzyża miał widzenie: ukazał mu się brat o bladej twarzy ascety i powiedział, aby przywdział habit franciszkański. Kilka lat później, w Asyżu, ujrzy ponownie tę wychudłą twarz: twarz Franciszka, świętego założyciela wspólnoty.


Misjonarz w Maroku

Latem 1220 roku Ferdynand postanawia opuścić klasztor Świętego Krzyża, jego biblioteki, zastawione stoły, szaty i wszelkie dobra, jakie zapewniało mu klasztorne życie, i wstąpić w ubogie mury Świę­tego Antoniego. Chciał naśladować ewangeliczny ideał Franciszka oraz żyć w ubóstwie i radości. Zo­stał franciszkaninem, przyjmując imię Antoniego i zostawiając za sobą pełne żalu pozdrowienia prze­ora i współbraci z klasztoru Świętego Krzyża.
Jesienią tego samego roku Antoni uzyskał zgodę przełożonych na misyjną podróż do Maroka, wraz z bratem Filippinem z Barcelony. Dotychczasowe życie, wypełnione intensywną modlitwą, wyczerpu­jącą nauką (znał nie tylko doskonale Pismo Święte i teologię, lecz ponadto swobodnie mówił po łacinie, grecku, arabsku, hebrajsku, jak gdyby każdy z tych języków był jego ulubionym językiem portugalskim), postami i pokutą, nadwyrężyło jego zdrowie, choć miał dopiero dwadzieścia pięć lat. Toteż wkrótce po przybyciu do Maroka poważnie zachorował. Nie mogąc prowadzić działalności misyjnej, coraz bar­dziej osłabiony chorobą, prosił Boga, aby pomógł mu zrozumieć i wypełnić swoją wolę. Jego modlitwę wspierał radą i zachętą brat Filippin: "Drogi Pana są nieodgadnione, toteż trudno nam je zrozumieć ­mawiał dobry brat. - Możemy służyć Panu na różne sposoby. Może wola Pana jest inna niż twoje pra­gnienie służenia mu tu na misjach w Maroku".

Nadeszła wiosna, a stan zdrowia Antoniego nie poprawiał się. Zdecydował się więc opuścić Maro­ko i wrócić do Portugalii. Tam postanowił służyć Panu. Gwałtowna burza zepchnęła, wbrew woli za­łogi, żaglowiec, którym płynęli, aż do wybrzeży Sy­cylii, w pobliże Messyny. W tym sycylijskim mie­ście obaj rozbitkowie znaleźli schronienie w kla­sztorze franciszkańskim. Antoni, dzięki trosce braci i łagodnemu klimatowi, odzyskał zdrowie.

W maju 1221 roku przełożony klasztoru w Mes­synie poradził mu udać się do Asyżu, gdzie właśnie gromadzili się wszyscy franciszkanie z okazji kapi­tuły generalnej, zwanej "kapitułą na matach". Tam Antoni spotkał Franciszka, rozpoznając w nim twarz brata zakonnego, który ukazał mu się przed kilku laty, wywierając tak silne wrażenia i budząc sza­cunek.

W Montepaolo w Romanii

Na zakończenie kapituły zatwierdzono regułę zakonną, zgodnie z którą każdego brata obowiązy­wało posłuszeństwo wobec przełożonego prowin­cjalnego. Antoniego przydzielono do prowincji Ro­mania i skierowano razem z innymi sześcioma to­warzyszami do klasztoru w Montepaolo, w pobliżu Forli. Antoni nie znał swoich nowych współbraci i oni także go nie znali. Ta okoliczność bardzo go ucie­szyła, bowiem nikt już nie mógł powoływać się na jego znakomitą przeszłość, szlacheckie pochodzenie i uczone studia. Był więc zwykłym zakonnikiem, obcokrajowcem, który w skrytości mógł rozpocząć nowe życie. Był jedynym kapłanem w całym kla­sztorze, toteż swoim kapłaństwem służył współbraciom. Aby jednak być rzeczywiście takim jak oni, podejmował się prac pośledniejszych: gotował po­siłki, zmywał naczynia i sprzątał kościół. Gdy miał wolny czas, szedł do groty w pobliskim lesie, gdzie godzinami modlił się i oddawał medytacji.

Nadszedł dzień, w którym jego wiedza i umie­jętności krasomówcze stały się tajemnicą publiczną. 24 września 1222 roku w katedrze w Forli miały odbyć się święcenia kapłańskie kilku franciszkanów i kilku dominikanów. Antoni, wraz ze swymi współ­braćmi z Montepaolo, udał się do katedry, aby ucze­stniczyć w tej uroczystości. Ceremonia odbywała się bez przeszkód, lecz gdy nadeszła chwila kaza­nia, okazało się, że nie ma kaznodziei.

Franciszkanie myśleli, że naukę wygłosi domi­nikanin, zaś dominikanie byli pewni, że uczyni to franciszkanin. W efekcie nikt się nie przygotował. Jak wyjść z tej kłopotliwej sytuacji? Kto miałby tyle odwagi, aby mówić bez przygotowania w obe­cności biskupa, władz i całego zgromadzonego ludu? Ktoś przypomniał sobie o skromnym portugalskim zakonniku z klasztoru w Montepaolo. Był obcokra­jowcem, jakkolwiek wypadnie więc kazanie, będzie usprawiedliwiony. Stanął więc Antoni na ambonie i po chwili wahania jego słowa zaskoczyły obecnych mądrością, pięknem i głębią. Ostatecznie był to wiel­ki sukces zarówno jego, jak i franciszkanów, którzy wreszcie zyskali wybitnego kaznodzieję. Podobno sam Franciszek, gdy dowiedział się o tym fakcie, nie posiadał się z radości, mówiąc: "Nareszcie także zakon Braci Mniejszych ma swojego biskupa!"

Jedna jest miłość, którą powinniśmy kochać Boga i bliźniego; to sam Bóg i Duch Święty w nas, gdyż Bóg jest miłością. Miłość bliźniego prowadzi na szczyty miłości braterskiej również człowieka zewnętrznego, tak że służy bliźniemu całym sobą, duszą i ciałem. Miłość Boga dźwiga człowieka wewnętrznego ku wzniosłej i świętej kontemplacji. Miłość powinna zakwitać w dło­niach chrześcijanina przed każdą inną działalno­ścią, tak jak drzewo migdałowe zakwita przed innymi roślinami.

Jezus Chrystus po zmartwychwstaniu ukazał się uczniom, zamieniając ich smutek w radość. Także i my, po powstaniu z uczynków śmierci, dzielmy się z bliźnim naszą radością. Idźmy za Chrystusem w nowości życia. A czymże jest to nowe życie, jeśli nie braterską miłością? Nie ma jednak prawdziwej pobożności, jeżeli dbając o ciało naszych braci, nie dbamy też o ich dusze lub troszcząc się o duszę, nie troszczymy się także o ciało. Składasz się z ciała i z duszy, toteż jałmużna twoja powinna obejmować du­chowy pokarm dla duszy i materialny pokarm dla ciała.

Jak wielką miłością obdarza nas Bóg! Posyła nam swego Syna Jednorodzonego, abyśmy Go miłowali. Jeżeli Bóg umiłował nas do tego stopnia, że dał nam swego umiłowanego Syna, to i my powinniśmy kochać jedni drugich.

 

Z Kazań

Polecono mu zatem opuścić klasztor w Monte­paolo i poświęcić się kaznodziejstwu. Rozpoczął od Rimini, gdzie heretycy przyciągnęli wielu na swoją stronę i gdzie Antoni zaskoczył wszystkich, prze­mawiając do morskich ryb. Wiadomości o jego zdumiewających kazaniach, cudach i nadzwyczajnych czynach dotarły do uszu świątobliwego ojca Franciszka, który zwracając się do niego słowami: "bracie Antoni, mój biskupie", poprosił go, aby prowadził wykłady teologii dla Braci Mniejszych w Bolonii. W 1224 roku wysłano Antoniego do Francji, aby tam głosił kazania przeciwko heretykom i uczył teologii we franciszkańskim nowicjacie. W tej walce z błędem, kaznodziejstwo i cuda były bardzo skuteczne. Rozwijał Antoni działalność głównie w Langwedocji (południowa Francja), aż do czasu, gdy zostawszy ojcem kustoszem Akwita­nii, zamieszkał w Limoges, gdzie założył klasztor.

Z czasów jego pobytu we Francji pochodzi słyn­ny fakt ukazania się Franciszka, podczas posiedzenia kapituły w Arles w 1226 roku. Bracia byli zgroma­dzeni w sali obrad, zaś Antoni do nich przemawiał. Tematem jego wystąpienia było ukrzyżowanie. Gdy więc wyjaśniał znaczenie napisu na krzyżu Chrystusa, ukazał się Franciszek zawieszony w powie­trzu, z ramionami rozpiętymi w znaku krzyża, i bło­gosławił braci. Wydarzenie, które wśród zgroma­dzonych wywołało wielkie poruszenie i radość, zo­stało zrozumiane przez wszystkich jako znak, przez który Franciszek okazał swoje zaufanie i szacunek dla słów i nauczania Antoniego.

Pośród wszystkich cnót pokora jest tą, którą trzeba nabyć i kultywować, bowiem nadaje ona kształt wszystkiemu, co grzech zniekształcił. Jest ona matką i źródłem innych cnót i suwerennie panuje nad nami. Duch Boży jest pokorą. Ci, którzy postępują zgodnie z tą cnotą, są rzeczy­wiście dobrym drzewem, gdyż są synami Boga. Jak korzenie podtrzymują drzewo, tak pokora duszę. O pokoro! Świecąca gwiazdo morska, któ­ra prowadzisz nas do portu, do Króla królów! Pokora pozwala człowiekowi poznać samego sie­bie i Boga. Sprawiedliwy wzrasta w doskonało­ści dzięki pokorze. Jeżeli usiądziesz na ostatnim miejscu, będziesz bał się Pana, zachowasz wiarę i niewinność chrzcielną. Człowiek prawdziwie pokorny nie wynosi się ponad innych, gdy go chwalą. Pochlebiają ci oklaski, jakimi ludzie przyjmują twoje przemówienia? Pamiętaj, że od Pana otrzymałeś dar elokwencji. Czymże jest twój język, jeżeli nie piórem w ręku piszącego? Szczęśliwa jest dusza. która trwa w pokorze. Gdy dzięki pokorze stawiasz się niżej od innych, wówczas wznosisz się ponad samego siebie. Prawdziwe posłuszeństwo powinno być pokorne, gotowe, wierne, radosne i wytrwałe. Powinno być ślepe. Nie należy sprawdzać treści i motywów poleceń zwierzchnika, lecz jedynie starać się je wykonywać pokornie i wiernie. Nig­dy nie zobaczysz prawdy, jeżeli nie będziesz posłuszny. Bądź więc posłuszny całym sercem, abyś mógł widzieć oczyma kontemplacji.

Pójdź bracie, proszę cię, i złącz się z Jezu­sem w jarzmie posłuszeństwa. Dźwigaj je razem z Jezusem, aby mu nieco ulżyć.



Znów w Italii. Śmierć Franciszka

Wieczorem 3 października 1226 roku, w ko­ściółku Porcjunkuli umierał Franciszek, otoczony współbraćmi. Wiadomość o jego śmierci dotarła do Antoniego razem z zaproszeniem do wzięcia udziału w obradach kapituły generalnej w Asyżu, która mia­ła wybrać następcę. W tym umbryjskim mieście skromny brat mógł się przekonać, jak wielkim szacunkiem się cieszył, co znalazło wyraz w powierzeniu mu wyższej fun­kcji. Giovanni Parenti, nowy superior, mianował go przełożonym prowincji Emilia, jednej z najrozleglej­szych jednostek administracyjnych Zakonu (obejmo­wała ona niemal całą południową Italię).


W służbie zakonu

Obowiązki przełożonego prowincjalnego spra­wował Antoni od 1227 do 1230 roku. Były to dla niego lata wytężonej pracy. Przemierzał swoją roz­ległą prowincję, wizytował klasztory, zakładał nowe i głosił kazania. Jego zdrowie zostało poddane cięż­kiej próbie, musiał jednak walczyć z przeszkodami, jakie szerząca się herezja stawiała przed jego dziełem kaznodziejskim i ewangelizacyjnym.

Podróżował wiele: Rimini, Bolonia, Conegliano, Wenecja, Udine, Cividale, Cremona oraz inne krainy Friuli. Wiele też nauczał: spisane w owych latach "Kazania niedzielne" były owocem jego kaznodziej­skiej działalności.

Podczas swoich wędrówek, w 1228 roku po raz pierwszy dotarł do Padwy. Było to wielkie miasto, pełne wspaniałych budowli, siedziba sławnego uni­wersytetu. Franciszkanie mieszkali w klasztorze Ar­cella, założonym, jak głosi legenda, przez św. Fran­ciszka po powrocie z nieudanej wyprawy misyjnej do Egiptu. Antoni mieszkał tu przez kilka miesię­cy. W pobliżu klasztoru Braci Mniejszych znajdo­wał się klasztor żeński świętej Klary, nad którym objął duchową pieczę.


Kazania do papieża i kardynałów

Wiosną 1228 roku, wezwany przez przełożonego generalnego Giovanniego Parenti, który chciał za­sięgnąć jego opinii na temat niektórych problemów dotyczących zarządzania zakonem, Antoni udał się do Rzymu. Po przeprowadzeniu konsultacji, gdy miał już wracać do Padwy, został zatrzymany przez Grzegorza IX, do którego dotarły wieści o jego świątobliwym życiu. Papież polecił mu przeprowa­dzenie rekolekcji dla niego i dla kolegium kardy­nalskiego. Nie trzeba dodawać, że słowa Antoniego, komentarze do świętych tekstów, pouczenia doty­czące świętości, zachwyciły zarówno papieża, jak i wszystkich kardynałów. Poproszono go więc, aby pozostał i głosił nauki rzeszom pielgrzymów, przy­byłym do Rzymu z okazji Wielkanocy.

Przeklęci lichwiarze rozprzestrzenili się po całej ziemi, a ich zęby są tak żarłoczne jak zęby lwów. Przeżuwają nimi brudne jadło, którym jest pieniądz. Kruszą i pożerają nieustannie dorobek biednych, wdów i sierot. Dzielą się oni na trzy kategorie. Niektórzy praktykują lichwę prywatnie. Są oni jak węże, które pełzają po kryjomu. Inni lichwę praktykują otwarcie, zadowalając się małym dochodem i łu­dząc się, że spełniają dzieło miłosierdzia.

Jest wreszcie trzecia kategoria, ta najgorsza, złożona z ludzi przewrotnych, zdesperowanych, zagniewanych lichwiarzy, którzy publicznie upra­wiają swój zawód. To owe "wielkie zwierzęta", o których mówi psalm, są bowiem bardziej nie­ludzcy od innych. Są łatwiejszym łupem wiel­kiego łowczego dusz, którym jest demon. Tych spotka wieczna katastrofa, jeżeli nie zwrócą tego wszystkiego, co przywłaszczyli sobie nielegalnie, i nie odbędą pokuty. Aby ich do tego nakłonić, my głosiciele wiecznej prawdy przemierzajmy ich morze, przemierzajmy ich statkami i zasie­wajmy dobre słowo w ich serca. Lecz dla unik­nięcia kary Bożej owe dzikie zwierzęta lichwiar­stwa ukrywają swoje bogactwa, zaś słowo Boże głoszone z taką troską zostaje przytłumione. Dla­tego ich pokuta jest bezowocna.

Zapamiętajcie sobie, lichwiarze, że staliście się łatwym łupem szatana. On was posiadł. Opa­nował wasze ręce, przystosowując je do złodziej­stwa, robiąc je leniwymi do czynienia dobra, opanował wasze serce, które płonie żądzą posia­dania i nie jest w stanie czynić dobra, opanował wasz język, który, skory do kłamstwa, do oszustw, matactw, nawet nie potrafi prosić Pana ani zdo­być się na uczciwe słowa. Jadowite węże pragną krwi, tak samo i wy czynicie, gdy jesteście za­chłanni na cudzą własność. Jesteście ludem roz­dartym, ludem lichwiarzy. Jak drapieżne ptaki i dzikie zwierzęta rozdzierają padlinę, tak samo demon zachłanności szarpie wasze serce i roz­rywa na kawałki.

Jesteście miastem krwi. Jak krążenie krwi jest znakiem życia, tak samo biedak żyje ze swojej skromnej własności. Wy spijacie krew z żywego ciała, które w następstwie umiera. Za­bieracie własność ubogiemu człowiekowi, który także umiera. O drapieżcy, o lichwiarze, którzy okradacie innych, powtarzam, jesteście miastem krwi.

Po zakończeniu nauk Antoni udał się do Asyżu na uroczystą kanonizację św. Franciszka. W końcu powrócił do Padwy, skąd kontynuował swoje po­dróże kaznodziejskie, odwiedzając klasztory w pro­wincji Emilia. Z tego okresu pochodzi jego kazanie o lichwie i szczególny fragment o sercu lichwiarza.

W 1230 roku została w Asyżu zwołana nowa kapituła, podczas której na polecenie prowincjała Antoni został mianowany "generalnym kaznodzie­ją" i skierowany do Rzymu z nową misją. Pod koniec jesieni 1230 roku wraca ostatecznie do Padwy, gdzie pozostanie do końca życia. Tutaj Antoni z wielkim oddaniem sprawuje służbę ka­płańską, zwłaszcza spowiadając i głosząc kazania. Ze wszystkich stron przybywają wierni, aby słuchać jego kazań, wyspowiadać się i zasięgnąć rady. Mimo słabego zdrowia, Antoni jest zawsze do dyspozycji. Decyduje się nawet na trudy podróży i zmianę miej­sca pobytu, aby tylko dotrzeć tam, gdzie go wzywa­ją. Ponadto pisze: kompletuje "Kazania niedzielne" i rozpoczyna

 


"Kazania na uroczystości świętych".

Wiosną 1231 roku Antoni postanawia głosić kazania we wszystkie dni Wielkiego Postu. Ów głośny Wielki Post przyniósł chrześcijańską odnowę Padwie, dzięki codziennemu nauczaniu, katechezie i masowym spowiedziom.

Dzieło Antoniego stało się początkiem imponu­jącej ewangelizacji miasta i jego okolic.

Życie czynne i życie kontemplacyjne można porównać do dwu wielkich dzieł stwórczych pią­tego dnia: do ryb morskich i ptaków powietrz­nych. Człowiek żyjący życiem czynnym prze­mierza drogi tego świata w poszukiwaniu po­trzebujących, aby im pomóc, podobnie jak ryba przemierza drogi morskie. Ten zaś, kto się modli i rozmyśla, jest podobny do ptaka, unosząc się na skrzydłach modlitwy. Słodycz życia kontem­placyjnego jest cenniejsza od wszelkich dzieł, i nic z tego, czego można pragnąć, nie może być z nim porównane. Modlitwa zachowuje du­szę w młodości łaski ..

Życie czynne jako niższe powinno służyć życiu kontemplacyjnemu, ponieważ to, co niższe, zostało stworzone dla tego, co wyższe. Życie czynne jest stworzone dla życia kontemplacyjne­go, nie zaś odwrotnie. Życie kontemplacyjne sprzeciwia się życiu czynnemu, gdyż dzięki mod­litwie poskramia ferwor pracy, żar pokusy. Łaska kontemplacji jest wspanialsza, gdyż jest bliższa Bogu, którego kontemplujemy. Kaganek bez oliwy jest jak aktywność bez nabożności. Wszelka aktywność jest bez smaku, jeżeli brakuje jej nabożności.

Jednym z głównych tematów kazań była jeszcze raz lichwa, owo nieszczęście, które dotykało zwła­szcza najsłabszych. Ubodzy, wydziedziczeni, cier­piący i "ostatni", byli przedmiotem szczególnej tro­ski Antoniego, który robił wszystko, aby im przyjść z pomocą. Przykładem jego działania na rzecz cierpiących jest interwencja u Ezzelina III Rzymskiego, władcy Werony i okrutnego tyrana.

 

Wizja Dzieciątka Jezus i śmierć

Na przełomie maja i czerwca udaje się do Cam­posampiero, miasteczka położonego w pobliżu Pa­dwy, niedaleko klasztoru Braci Mniejszych. Panem był tutaj jego przyjaciel, hrabia Tiso, który zaprosił go, aby przez kilka dni odpoczął po uciążliwej pracy przy hrabim Ezzelino. Właśnie tutaj Antoni ujrzał Dzieciątko Jezus, trzymał Jego w ramionach i rozma­wiał z Nim. Zdarzyło się to nocą. Hrabia Tiso usłyszał przez drzwi swego pokoju dwa głosy: An­toniego i drugi delikatny głos dziecka. Zdziwiony; spojrzał przez judasza i zobaczył świętego, który trzymał na ręku małego Jezusa - prawdziwe Dzie­ciątko z krwi i kości.

Noce Antoni spędzał w swojej celi, w ciągu dnia mieszkał w chatce, którą hrabia Tiso kazał zbudować na konarach wielkiego drzewa, orzecha ukrytego w lesie. Mimo spokoju i ciszy panujących w Campo­sampiero, choroba Antoniego czyniła nieodwołane postępy. Przeczuwając rychłą śmierć, poprosił, aby pozwolono mu wrócić do Padwy. 13 czerwca 1231 roku Antoniego zawieziono na wozie do klasztoru w Arcella. Przybył tutaj upalnym popołudniem i zo­stał zaniesiony do swojej celi. Starczyło mu jeszcze świadomości, aby odmówić kilka modlitw do Maryi i Jej Syna Jezusa. Po chwili, gdy zachodziło słońce, oddał ducha.

Jego śmierć spowodowała zamieszanie wśród braci i sióstr w Arcella, braci z klasztoru Santa Ma­ria oraz mieszkańców różnych dzielnic: wszyscy chcieli zabrać ciało świętego i uhonorować go, bu­dując wspaniały grobowiec. Musiały interweniować władze świeckie i ko­ścielne: burmistrz, biskup oraz przełożony prowincji Północnej Italii. Ostatecznie zgodzono się, że prze­de wszystkim trzeba uszanować wolę Antoniego, który chciał być pochowany w kościółku Santa Ma­ria. Tak też się stało 17 czerwca 1231 roku.

Już rok po jego śmierci, to znaczy 30 maja 1232 roku, papież Grzegorz IX ogłosił brata Antoniego z Padwy świętym i ustanowił jego święto na 13 czerwca (rocznica jego śmierci albo raczej narodzin do nowego życia w niebie). Podobno w chwili ka­nonizacji dzwony wszystkich kościołów w Lizbonie zaczęły uroczyście bić same, bez żadnego udziału ludzi. Także wszyscy mieszkańcy świętowali ten dzień. Tego samego roku rozpoczęto w Padwie budowę wielkiej bazyliki pod wezwaniem świętego Anto­niego.

Wkrótce po śmierci rozpowszechnia się kult świętego. Jego grób staje się celem pielgrzymek i miejscem licznych cudów. Kult świętego zostaje w ten sposób nierozerwalnie złączony z jego gro­bem oraz z kościołem nad nim zbudowanym. W 1263 roku ma miejsce pierwsze badanie szczątków. Stwierdzono wówczas, że język świętego Antoniego nie uległ rozkładowi. W 1530 roku do­konano drugiego badania i podbródek świętego zo­stał umieszczony w relikwiarzu. Ostatnie badanie przeprowadzono w 1981 roku. Wystawiono wówczas na około dwa miesiące (6 sty­cznia - l marca) relikwie świętego, aby umożliwić wiernym oddawanie czci. Ekshumacja ta umożliwiła odtworzenie fizycznej sylwetki świętego Antoniego. Miał około 1,70 metra wzrostu, ciało proporcjonalne, twarz pociągłą i wąską, oczy osadzone głęboko, ręce długie i szczupłe.


16 stycznia 1946 roku papież Pius XII ogłosił świętego Antoniego z Padwy "doktorem anielskim" (doctor angelius).

 

Chleb ubogich

Chodzi o jałmużnę rozdzielaną wśród ubogich w postaci chleba, ku czci świętego Antoniego. Jest to pobożna praktyka i zarazem dobroczynne dzieło ustanowione przez don Antonio Locatelliego w 1887 roku, a następnie upowszechnione wszędzie tam, gdzie przebywają franciszkanie. Praktyka owa znana jest także pod nazwąpondus pueri

Urna z doczesnymi szczątkami św. Antoniego

Początki tego obyczaju wiąże się z cudem wskrzeszenia dziecka, które utopiło się w zbiorniku wodnym. Matka dziecka zwróciła się do Antoniego, aby je ratował, obiecując w zamian tyle zboża, ile ono waży. Potem rozdała ziarno ubogim, dając w ten sposób początek owej praktyce charytatywnej.

Ta praktyka religijna przewiduje we wtorek spe­cjalne nabożeństwo ku czci świętego. Łączy się to z faktem, że pogrzeb świętego odbył się 17 czerwca 1231 roku, właśnie we wtorek. Szeroko rozpowszechnione jest obchodzenie trzynastu wtorków, co kojarzy wtorek, dzień po­grzebu, z dniem śmierci, która nastąpiła 13 czerwca.


Wizerunki

Nie ma oryginalnych dokumentów, które prze­kazywałyby nam rzeczywisty wygląd świętego An­toniego. Choć tradycja literacka przybliża nam obraz człowieka z wyglądu raczej prostego, nieco otyłego, wzrostu mniej niż średniego, nie zachował się jednak żaden portret Antoniego. Pierwsze cechy ikonograficzne Antoniego przy­pominają cechy świętego Franciszka: habit, książka w lewej ręce, twarz młodzieńcza i bez zarostu. Do nielicznych cech podstawowych z czasem dodano nowe elementy. Jednym z najczęściej spotykanych jest płomień, symbol Bożej miłości. Odmianą tego symbolu jest płonące serce na dłoni świętego. Lilia, symbol czystości - to inny element wy­stępujący często na obrazach świętego. Często przedstawiana jest również scena ukaza­nia się Antoniemu Dzieciątka Jezus. Jej odmianą jest Maryja Dziewica podająca Antoniemu Dzieciąt­ko, aby oddał Mu hołd. Poza świętym Franciszkiem, z którym widzimy go na wcześniejszych wizerunkach, Antoni wystę­puje nieraz ze świętym Antonim opatem. W tradycji ikonograficznej często występuje także w stroju do­ktora i uczonego teologa. Więcej materiałów dotyczy natomiast jego sławy niezwykłego uzdrowiciela i cudotwórcy.